Media obwieszczają cuda lub donoszą o katastrofach, a my czując się zagrożeni i winni wszystkich wojen świata, uciekamy pod skrzydła oper mydlanych. Czekamy na następne kataklizmy, na jeszcze bardziej spienione opery. Poszukując własnego wyrazu poddajemy się “nowoczesnym” modom, sprowokowanym przez ich największego kreatora, przez pieniądz.
I ja poddana jestem tym naciskom. Nie ulegam im, lecz podejmuję wyzwanie tej wibrującej cywilizacji. Odpowiadam takim samym dźwiękiem, takim samym kolorem, lecz nie tym samym.
Ukazuję krajobraz współczesnego człowieka. Bohaterowie moich obrazów wpisani w otwarte przestrzenie horyzontalnych pejzaży z impetem wkraczający w codzienne otoczenie, obiecują nam “kolorowy zawrót głowy”, zabawę, szaleństwo. Próbują zapanować nad nami, a jednak nie oni są głównymi aktorami moich prac. To kolor jest w nich najważniejszy.
Ten najbardziej subiektywny środek wyrazu wiązany bywa na ogół z emocjami. Jednak odbiór obrazu opiera się na archetypicznym widzeniu barw.
Podobnie proces powstawania obrazu. Proces powstawania mojego obrazu podporządkowany jest archetypicznemu działaniu koloru. To poprzez kolor nadaję obrazowi treść, często całkowicie odmienną od treści odczytywanej w warstwie przedstawieniowej. On także decyduje o konstrukcji obrazu, o jego kompozycji wynikającej z subiektywnego doświadczenia. Poddając się kolorowi porządkuję i określam formy. Malując nie myślę o kolorze, reaguję na kolor; posługuję się jego znaczeniem zakodowanym w nieświadomości. Nie próbuję prześcignąć komputerów w poszukiwaniu nowych jakości barwnych, lecz staram się określić wzajemne relacje pomiędzy człowiekiem a jego otoczeniem. Człowiek wpisany w krajobrazy lub wnętrza, w przenikające się plany, stanowi tylko równoprawny element przedstawienia. W taki sposób próbuję ukazać doświadczany przeze mnie porządek w tym powszechnym rozproszeniu, które jest przecież formą istnienia świata; próbuję znaleźć znak tego rozproszenia. I tak obraz przedstawiający martwą naturę można odczytać jako pejzaż, zaś pejzaż może stać się martwą naturą, bo jedno i drugie mieści w sobie te same formy, te same kolory, tę samą przestrzeń. Wszystkie postaci, przedmioty czy owoce z moich obrazów ukazane są najczęściej w jakimś związku ze stołem, przedmiotem umotywowanym tylko przez człowieka. Obecność stołu w tych zwichrzonych barwą przedstawieniach ma uwydatnić źródło moich inspiracji malarskich – pierwotny bezład i względność wszechprawd.
Mam nadzieję, że w ten sposób moje obrazy staną się dla widza źródłem refleksji nad własnym życiem, nad przemijaniem, że pozwolą na przeniknięcie do sfery, gdzie nieograniczeni żadnymi regułami, poddani intuicji, jesteśmy sobą.
Beata Wąsowska, sierpień, 2004