Mitu, tęsknoty, legendy, labiryntu…_Maciej Szczawiński

Categories:  [o twórczości], Maciej M. Szczawiński

Mitu, tęsknoty, legendy, labiryntu…

Przez jej obrazy przepływają kolory, skrawki pejzaży, sny i kobiety. Kobiety są wysmukłe, znieruchomiałe i chyba milczą. Jakby odwiedził je jakiś przerażający Archanioł zwiastując ciemność, której są zaprzeczeniem. Widziałem je przed laty, kiedy były piękne i dzielne. Bez jakiejkolwiek gestykulacji czy podnoszenia głosu. Wtedy walczyły o swoją ścieżkę życia i sens świata.
Przeciwnikiem i najczulszym kochankiem zarazem było t ł o. To z niego wynikały łagodnie, otaczały miękko, pieściły. Ale zaraz potem ich sylwetki zaczynały tłem przerastać. Nim pojmane, osaczone, zasupłane. Tak rozpoczynał się dialog na śmierć i życie. Bo już wyjąć, wyłuskać czy wyciąć /z tła/ nie sposób. I czy to w ogóle możliwe? Kto śmiałby obrysować kontur „ważniejszej” obecności? „Co” istnieje naprawdę? Co tu silniejsze, ważniejsze, znaczące? Kobiety na obrazach milczały. Bez końca, bez umiaru, bez opamiętania…
I cały ten dyskurs toczył się jakby w innej przestrzeni niż pejzaż, gdzie myśli znajdują słowa, słowa łącza się w zdania i /s/twierdzenia, gdzie króluje inny język.Inna jasność i ciemność. Bo BEATA WĄSOWSKA jest malarką.
Dlatego odczytywać jej opowieść to podążać za inną filozofią. Inną poezją i dźwiękiem.

Mimo że tak nasycone kolorem,zdawałoby się, że aż zachłyśnięte tęczową afirmacją – mówią przecież, co innego:
„jest nam coraz ciaśniej, jest nam coraz straszniej”….. Bo nasze twarze, nasze włosy i piersi, a zaraz potem – naszą niepodległą swoistość – zawłaszcza jeszcze inne t ł o. Samcze, „urzeczawiajace”. Kobiety stoją nieporuszone. Ich usta, burze włosów, a czasem cukier, plusz i landrynki stroju – są jakby zbyt oczywiste, żeby uwierzyć. Żeby poprzestać na ich jaskrawym: „oto ja!”
Przeciwnie. Nawet śladowa uważność pozwala dosłyszeć na tych obrazach całkiem inne przesłanie: „ja – to ktoś inny”. Naprawdę jestem gdzie indziej.

Jeszcze przed chwilą w obrazach BEATY WĄSOWSKIEJ panował jakby niepodzielnie czas teraźniejszy. Wyświetlał swoje natarczywe pulsujące „teraz”. Mimo wszelkiej uniwersalności i wspomnianej ciszy patrzący mógł dotknąć nastroju /przesłania/ niejako sobą samym, natychmiast. Czuł swoistą współmierność swojego czasu i rzeczywistości na płótnie. Najnowsze obrazy przenoszą nas już gdzie indziej. W zasadzie bliźniaczo podobne do swych sióstr sprzed chwili smukłe nieruchome postaci wkraczają w jawnie inny wymiar. Lotne metale włosów zamieniają się w jawne aureole…. Kobieta, jeszcze przed chwilą zanurzona w znaczenia „stąd”, z „teraz” zyskuje postać wabiąca już inne skojarzenia i sensy. Patrzymy na nią, gdy tuli niemowlę, jasny podłużny kształt, niepokojący w swojej kruchości. Tarcza spoza głowy, kontur bryły, oboczności kształtów w tle – wszystko wzmacnia wrażenie hieratyczności. Oto nowa Madonna. Świeci w jakimś nowym /dla tego malarstwa / geście. Co więcej – przyzywa jeszcze inne skojarzenia /konieczności?/. Bo oto widzimy ją , kiedy na imię ma inaczej. Już zwie się „Pieta”, i nie tuli, ale krzyczy czarno, bezgłośnie. Czas zatacza koło.
Jakby autorka tych obrazów odczuła silną potrzebę mitu, tęsknoty, legendy i labiryntu. I była jej posłuszna.

Przez obrazy BEATY WĄSOWSKIEJ płyną pejzaże. Płyną kobiety lekkie jak jedwabny żagiel, obłoki i anioły.
Intelekt i przeczucie, podświadomość i pewność, kobiecość i chłodna wiedza – wyznaczają nam tu ścieżki zabłąkań…

Maciej M. Szczawiński
Wrzesień 2002 r.

Tags: ,

Comments are closed.