Kreska w moich obrazach
Categories: eseje
Tags: Beata Wąsowska, kreska, malarstwo
W obrazach rzadko po nią sięgam. Trudno obwieść przedstawiane przeze mnie formy konturem. Nie jest też łatwo precyzyjnie wskazać granice barwnych plam, bo plamy nie kończą się „ostro”, ale i nie przechodzą płynnie w inny kolor.
Kiedy spróbujemy oddzielić jedną plamę od drugiej, zawsze któraś będzie „pokrzywdzona”, któraś straci, aby zyskać mogła ta druga.
Przedstawiony obok fragment obrazu „Popołudnie z kotami” pozwala zaobserwować te cechy mojego malarstwa. Widzimy tu trzy kolory (czerwony, żółty i błękitny), jednak nie wiadomo gdzie przebiega granica między nimi. Każdy kto ją poprowadzi, uzyska inny rezultat. Dodatkową trudność stwarza brak pierwotnego rysunku, który konstruowałby obraz.
To, co widzimy na obrazie nie zostało zaplanowane, zaprojektowane, nie było malowane z natury. Wynikło z przypadkowego rozkładu form i kolorów, na które nałożyłam (w wyobraźni) konstrukcję – mój stały motyw porządkujący – sylwetkę kobiety. W plątaninie barwnych plam podmalówki „wypatrzyłam” sylwetki (nieistniejących w rzeczywistości, ale i nie wymyślonych) kobiet. Kiedy spostrzegłam ich oczy, usta wiedziałam już gdzie są i jak wyglądają. Teraz musiałam jedynie zredukować barwny szum, tak by i widz mógł je zobaczyć.
A kreska? Na widocznym fragmencie jest czerwoną obwiednią. Trudno ją nazwać konturem, bo choć podkreśla obłość niebieskiej plamy, nie robi tego dokładnie. Jest bardziej sugestią (mówi: tu jest coś okrągłego) niż precyzowaniem formy. Akcentuje błękitną plamę, ale jej nie opisuje, jak to zwykle robi kontur. Taki sposób pokazywania rzeczy ma na celu odwrócenie uwagi od konkretnych przedmiotów, i przekierowanie jej na fakt ich mniej lub bardziej pożądanej obecności. O kolorach i formach w moim malarstwie